Czasami jest tak, ze nic sie nie dzieje. Pedałujemy, zmagamy sie z problemami zwykłego Europejczyka, nie jesteśmy turbo fajne. W południe po prostu leżymy i czekamy aż będzie chłodniej, wieczorami nie jesteśmy rozmowne i zasypiamy nad kolacją. Przegryzamy baraninę i marzymy o naleśnikach ze szpinakiem, myjąc sie w przydrożnym źródełku wspominamy prysznic, chcemy pogadać z kimś po polsku. Ot takie tak zwykłe problemy. I jeszcze te takie, co pewnie dosięgają początkowego podróżnika ze starego kontynentu i nie pisze o nich. Tutejsze tłuste i mięsne jedzenie i pogoda to istne kombo, które może dać popalić każdemu. My zatrzymujemy sie głownie w wioskach i nocujemy u ludzi, wiec jemy razem z nimi. Efekt taki, że co kilka dni leczymy nasze żołądki kaszkami ;).
A czasami trafiamy na ciekawe miejsca i ludzi i jest fajnie. I uczymy się. A czego można się tutaj nauczyć? Można nauczyć się wierzyć w Boga/Bogów. Przez przypadek wypaplałam, że w Polsce ludzie już raczej przestają wierzyć w Boga. Jak tylko skończyłam zdanie, wiedziałam, że popełniłam błąd. Jeden z naszych spotkanych bratanow o mało nie dostał zawału. „Jak tak można?”. Za popełniony błąd dostałam godzinny wykład na temat powstania świata i tego, ze WSZYSTKO, ale to wszystko pochodzi od Boga.
Tadżycy to bardzo tolerancyjny naród. Gdzieś po drodze zadałyśmy pytanie o religie w tym kraju i dostałyśmy piękną odpowiedź, ze każdy musi dojrzeć do tego, w co wierzyć. Ale MUSI wierzyć. Oni mają swojego Allacha i w niego wierzą. A ty masz znaleźć swojego własnego Allacha i tez w niego wierzyć. Bo w cos trzeba. Swoja droga, niedaleko najbardziej gorącego miejsca na ziemi niedaleko Kulob (tak wtedy myślałyśmy, chociaż nie, nie myślałyśmy, bo przy 47 stopniach sie nie myśli) nocowałyśmy u dosyć ortodoksyjnej rodziny. Jeden z ich domowników (a było ich chyba z milion, a później sie okazało ze pól wioski to rodzina ;)) jest wioskowym imamem, więc nic dziwnego. Mimo, ze byłyśmy gośćmi, usadowiono nas razem z kobietami. Następnie cienka zasłonką przedzielono taras i po drugiej stronie zasiedli mężczyźni. Do nas z rzadka zaglądali starsi, pewnie żonaci. Młodsi przechodząc patrzyli w dal, i tylko w oknie i lusterkach ciekawie spoglądali na białe dziwne kobiety. I nie przeszkadzał nawet fakt, ze po rosyjsku najlepiej mówił właśnie jeden z mężczyzn, który nie mógł do nas przyjść. Krzyczał po rosyjsku przez zasłonę do gospodarza (on mógł siedzieć z nami, no bo jest gospodarzem), który powtarzał nieudolnie co tamten mówił, a potem jeszcze po tadżycku
tłumaczył nasze słowa. Oprócz Allacha, ważną osobistością jest tutaj (a tutaj, to juz w Chorogu), krajowy imam, duchowy przywódca Aga Khan. Dlaczego jest on tak lubiany?
Spacerując po Chorogu trudno nie zauważyć wielkiego napisu na okolicznych górach witającego Imama z okazji jubileuszu zostania Imamem tego właśnie Imama ( uff, juz więcej nie napisze tego słowa ;)). I nic dziwnego! W latach ’90 w całym Tadżykistanie trwała wojna domowa, susze a w Pamirze, z powodu blokady gospodarczej, straszny głód. Po jej zakończeniu nie było tutaj nic. Fundacja tegoż to Aga Khan pomogla odbudować ten region i przywrócić jako taki porządek. Gdybym to przeżyła, to tak samo jak napotkana przez nas dzisiaj kobieta, powiedziałabym z ręką na sercu, ze „zawdzięczam mu wszystko, bo on przyniósł nam jedzenie i uratował od zagłady”. Obok reklamy dla Imama, jest troszkę mniejszy napis dla Prezydenta 😉 Razem przyjechali na jubileusz, wiec trzeba było jemu tez cos napisac. A pisze sie jemu takie reklamy bardzo często, bo jest prezydentem od dawna. W przeciwieństwie jednak do prezydenta w Uzbekistanie, o tutejszym mówią ludzie serdecznie i dobrze. Tez mu zawdzięczają koniec wojny i rozwój gospodarczy, wiec pewnie wygra kolejne i jeszcze kolejne wybory. Legalnie albo nielegalnie. W każdym razie góry przemawiają do miasta słowami Rachmana: „XXI wiek wiekiem Badachszanu” Ile w tym wszystkim prawdy i dobroci, pewnie tylko Allach wie….
I jeszcze link dla ciekawych: http://www.akdn.org