Krótka ballada o chińskich kierowcach

Jako że większość naszego czasu spędzamy w trasie, należy w końcu wspomnieć o naszych codziennych towarzyszach – chińskich kierowcach. Jakie może być pierwsze wrażenie przeciętnego obcokrajowca po spotkaniu z nimi? Bardzo konkretne i dosadne, np. „O k…”, „Ja pier…”, czy tez „O ty złamany ch…”. I jeszcze parę innych, które w swym bogactwie podpowiada nam polszczyzna. Ponieważ jednak jesteśmy kobietami, i prędzej nam żaba z ust wyskoczy, niż użyjemy tego typu wyrażeń, postaramy się bardziej obrazowo przybliżyć ten fenomen.

Chińskiego kierowcę, jeszcze zanim się go zobaczy, już słychać. Radosny fakt, ze oto on i jego maszyna znaleźli się na drodze, oznajmia światu donośnym piiiip. Albo raczej piiiip! pibip! piiiiip! pibibibibip! piiiip!. Oczywiście przyzwyczaiłyśmy się do trąbienia już w Stanach, tam jednak trąbnięcie oznaczało zwykle „cześć rowerzystki”. Tu zaś ma tysiące znaczeń, rozpoczynając od „uwaga”, „wchodzę w zakręt”, przez „ha, wyprzedziłem go”, „o nie, wyprzedzi mnie, już ja mu pokażę!”, po „mijam ludzi i psa”, czy tez „olaboga, ludziska, jadę przez wieś”. I jeszcze wiele innych, bo każdy powód jest dobry, żeby sobie zatrąbić.

Podstawowa prawda o chińskich kierowcach, oczywista oczywistość wręcz, jest to, że każdy z nich jest mistrzem świata kierownicy. Do ich numerów popisowych należy wyprzedzanie na trzeciego i czwartego, najlepiej na zakręcie, jazda bez świateł w ciemnym tunelu (ten wariant można doskonale połączyć z wyprzedzaniem), czy tez pod prąd na autostradzie. Nic strasznego, nie takie rzeczy robił chiński kierowca. Wszystko oczywiście przy akompaniamencie trąbienia. I jeszcze ta nutka ryzyka – czy uda się przejechać bliziutko obok rowerzysty, czy może tym razem o niego zahaczy? Tak czy owak, warto go obtrąbić. W miastach na kierowce czeka kolejna gratka – ścieżka rowerowa. Jak tu się oprzeć takiej pokusie? No nijak, więc mknie po niej, z prądem lub pod prąd. Rowery, skutery i riksze pierzchają na boki zgodnie z akceptowanym tu przez wszystkich prawem silniejszego, i tylko te spocone białe rowerzystki coś wykrzykują i próbują kopnąć i uderzyć samochód. Co tu z nimi zrobić? Najlepiej zdjęcie.

Tutaj czas na kolejna chińską specjalność. Otóż każdy Chińczyk jest zapalonym fotografem. Swymi pasjami, wyczynowa jazda i fotografia, lubi zajmować się jednocześnie. Mały przykład z życia wzięty. Jedzie sobie chiński kierowca przez góry i lasy, gdy nagle widzi dwie rowerzystki. I to z Europy. Toż to prawie jak kosmici! Grzechem byłoby nie uwiecznić ich na zdjęciu. Tak więc cofa auto i pstryka mi i Agacie sesję życia. Pali też papierosa, wszytko jednocześnie. W związku z tym nie zauważa, że za samochodem przyczaiła się sprytnie ze swoim rowerem trzecia rowerzystka. Kierowca wjeżdża w rower, ale nie poddaje się, cofa dalej i dalej robi zdjęcia. Gdy Małgosia głośno wyraża swój sprzeciw, z samochodu wyskakuje jeszcze stado innych Chińczyków, i kręcą godny Oscara film „Wkurzona Europejka”. Akcja o mało nie kończy się mordem na Chińczykach.

Czasem bywa tak, że kierowca nie fotografuje sam. Wtedy od strony pasażera z okna wysuwa się łapa. W Stanach taka łapa zwykle po prostu nam machała, raz zdarzyło się nawet, że rzuciła w naszą stronę snickersem. W Chinach łapa zawsze uzbrojona jest w smartfona. Pstryka zdjęcie za zdjęciem, a my żałujemy, że na podjazdach nie możemy pedałować szybciej, dogonić łapę, wyrwać jej smartfona i rzucić go w krzaki.

Oddany swej fotograficznej pasji kierowca lubi tez z piskiem opon zajechać nam drogę, wyskoczyć z kumplami lub rodzina z samochodu i obfotografować nas ze wszystkich stron. Następnie zadowolony odjeżdża, a my plujemy sobie w brodę, że wciąż nie umiemy się przełamać i zażądać jednego juana za jedno foto.

I wiele jeszcze gorzkich słów mogłoby paść pod adresem chińskich kierowców. Jednak w chwilach smutku i rozpaczy, gdy tkwimy w środku niczego, po kilku dniach pedałowania pod górkę po kupie kamieni, i widzimy wypuszczający kupę smrodliwych spalin i donośnie trąbiący melonik (odkryta półciężarówkę, idealną do przewożenia melonów, arbuzów lub trzech rowerów), to wiemy, że nas nie zawiedzie. Bo chiński kierowca też człowiek. A punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, i już po chwili jedziemy ściśnięte w meloniku, potrąbując na wszystko, co napotkamy na swej drodze. A na pożegnanie chętnie zapozujemy do wspólnego zdjęcia.

CSC_4416 DSC_4124

Reklama

3 uwagi do wpisu “Krótka ballada o chińskich kierowcach

  1. Byłem, widziałem i doświadczyłem. Szczerze potwierdzam że tam tak jest. Albo się przyzwyczaisz albo zgłupiejesz. Powodzonka !

  2. aż mi się łezka w oku zakręciła na wspomnienie „melodyjnych” chińskich kierowco-fotografów! 🙂 Czytaniu przez zaszklone oko towarzyszyło parskanie śmiechem. 😉 Taka podróż to marzenie, aż ściska za serce! Jesteście wielkie!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s