– No dobra, to ile macie lat?
-24.
Moja szybka odpowiedz na najczęściej zadawane pytanie. Może głowa mu nie wybuchnie, jak usłyszy taka liczbę. Jesteśmy przecież studentkami. Podróżujemy. Nie mamy rodziny.
– Nie, nie mam rodziny. Jeszcze studiujemy.
Kolejne kłamstwo.
No i dostaje szybka odpowiedz od Ichry:
– No wiesz, ja mam 24 lata i siódemkę dzieci. 5 dziewczynek i 2 chłopców… i jeszcze będzie więcej….
On się uśmiechnął a wtedy mi prawie wybuchła głowa i zamilkłam.
No ni, jedziemy dalej…
Zamknęłam sie w sobie, no bo jak wytłumaczyć wszystkim tutaj nasz stan „single”. Średnie wynagrodzenie tutaj to 100 dolarów, tyle samo wydaja na życie. Skoro można utrzymać balans to przecież można założyć rodzinę. To jest najważniejsze. Jakiś europejczyk chce cos powiedzieć?
Jedziemy…
Złapałyśmy kitajska ciężarówkę ( chińska, obok kamazów tylko takie tutaj jeżdżą), żeby dotrzeć szybciej do Duszanbe. Na marginesie, łapanie stopa z rowerami tutaj jest całkiem łatwe. Wystarczy: dojechać na bazar, powiedzieć gdzie chcesz jechać i za ile. Jeśli chcesz płacić, dostaniesz to, co tylko chcesz. Jeśli nie, grupka mężczyzn zbierze sie automatycznie, żeby podumać, ewentualnie wykonać 5 telefonów. Zapytają Cie o stan cywilny i wiek, i na koniec podpowiedzą: przecież można kamazem. I to nas usatysfakcjonowało.
Ale dlaczego nasz stop? Wyjeżdżając z Taszkientu miałyśmy plan dostania sie na granice jeszcze tego samego dnia rano. Pyk myk i Tadżykistan!. Okazało sie, ze musimy nadrobić 40 km po uzbeckiej stronie do granicy dla cudzoziemców ( ach ten Uzbekistan), czyli w sumie w bonusie dostałyśmy 100 km, żeby dostać sie do początkowego celu. W tym momencie nasz pobyt w Pamirze skrócił sie o 1 dzien. Do tego inne przejście, czyli kolejne – 3 dni. Po szybkiej kalkulacji stwierdziłyśmy, ze Korytarz wachanski bardziej na interesuje. I stąd chińska maszyna z Tadżykami. W sumie 6 osób. Można? Można:)
Jedziemy dalej…
-A u was tez są takie brzoskwinie?
– No są…
-A takie góry?
-No nie takie…
-Acha.
I tak cały czas. Całkiem ciekawscy ci Tadżycy.
-A jak sie u was żyje?
– Normalnie…dobrze.
-U nas tez.
Hmmm. U nich tez. Dzień wcześniej spałyśmy w malej wiosce, gdzie żyje sie normalnie, bo jest prąd na stale od tego roku. Gdzieś w Uzbekistanie, w takiej samej malej wiosce, gaz i prąd zima to luksus. Dlatego nasi gospodarze wyjeżdżali zima do pobliskiego miasta, do rodziny. Oni przynajmniej mogli. Ale cicho, o tym nie można mówić.
Ale wracamy do jazdy.
Widok na góry jest piękny. Z daleka…Takie właśnie góry Ruda nazwala „księżycowymi”. Zobaczymy później, czy z bliska widok jest równie piękny. Tak naprawdę resztę jazdy, (czyli 12h/200km) przespałyśmy. Pierwsze 1300 km i upały zmęczyły nas trochę. Obudził nas kierowca juz w Duszanbe. Pozbierałyśmy sie i dojechałyśmy do centrum. I znowu nam sie udało. Nie planowałyśmy, gdzie będziemy spać. W jakimś sklepie, jakiś bratan szybko pomyślał, wsiadł do samochodu i zaprowadził do hotelu za studenckie pieniądze. Podobno śpi tutaj sportowa kadra tadżycka. Podobno.
A! Jeszcze historia z granicy uzbecko-tadzyckiej.
Okazało się, że nie mamy rejestracji hotelowych, które są wymagane w tym kraju. Dobra, nie okazało sie, wiedziałyśmy o tym doskonale, ale nie chciałyśmy spać w hotelach, tylko gdzieś tam bliżej ludzi. Tak wiec przy trzeciej z czterech bramek kontrolnych, kolejny pogranicznik wziął nasze dokumenty i zniknął. Potem pojawił się sie następny, ważniejszy a po nim najważniejszy.
-Złamałyście prawo.
No nie, znowu. Ale wiemy o tym przecież!
Bardzo subtelnie i dyplomatycznie wspomniał o karze, która nasz czeka. Jednym słowem- łapówka. My za to bardzo subtelnie i mniej dyplomatycznie wzięłyśmy Pana na litość i przeczekanie. I udało się.
W tych krajach wszystko można dogadać, załatwić. Trzeba tylko nauczyć sie cierpliwości. Bo ludzie tutaj potrafią być naprawdę cierpliwi. W tej samej wiosce, w której juz jest prąd na stale, większość mężczyzn wyjeżdża do Rosji, do pracy. Kobiety Czekaja cierpliwie. Nasza gospodyni czekała 8 lat.
Dobranoc, pchły na noc! Idziemy spać.
Bardo podobają mi się historie zawarte w tym wpisie! To się nazywa radość życia, a nie wymyślanie i lament jak trzy dni ciepłej wody nie ma… Tak dalej 🙂