Przyjechałyśmy do miasta po dwóch miesiącach pedałowania po bezdrożach. W krajach stanach na palach jednej reki mogłybyśmy policzyć miejsca, gdzie żyło więcej ludzi. Nawet stolic Uzbekistanu i Tadżykistanu nie traktowałyśmy poważnie. Taszkient przytłaczał nas wielkością, rozmachem, upalem i brakiem ludzi. Dlaczego brakiem? pewnie tam mieszka z milion ludzi, ale ni widać nikogo na ulicach. Władze zakazują masowych spotkań, młodzi nie maja swoich miejsc spotkań a złapani wieczorami przez milicje mogą trafić na izbę wytrzeźwień nawet na dwa tygodnie. Na ich miejscu tez bym siedziała w domu. Duszanbe dla nas było miejscem odpoczynku, a samo centrum przypominało przedmieścia dużego miasta. Wszędzie było zielono i przyjemnie, czas wolno tam płynął. Chorog i Osz gdzieś miało swoje własne życie, Murgab resztkami sil wabiło przejeżdżających turystów.
I w końcu Chiny i Kaszgar.
Sprawdziłyśmy gdzie leży to miasto i wyszło, ze na pustyni. Dobra- będzie gorąco. Przywita nas także wielkomiejski zgiełk, korki i wielki smog nad miastem- tak to sobie wyobrażałyśmy.
Kaszgar przywitał nas deszczem. Nie było zgiełku i smogu. Jest Ramadan. A my dotarłyśmy do miasta popołudniem. Znaki po chińsku, ujgursku i po angielsku (!). Zadowolone przebiłyśmy się przez przedmieścia, czyli wielki plac budowy i dotarłyśmy do centrum. I jeszcze bardziej zadowolone początkowym sukcesem zapytałyśmy o drogę do hostelu. I wszystko się wyjaśniło, a raczej zaciemniło- nikt nas nie rozumie…. Przyzwyczaiłyśmy się już do tego, ze w Stanach (czyli wszystkich krajach, w których byłyśmy do tej pory :)) przynajmniej co drugi obywatel wskaże nam drogę i wyjaśni wszystko po rosyjsku- tutaj nie ma takiej opcji. Przez następne dwa miesiace będziemy musiały nauczyć się pokazywać wszystko, czego potrzebujemy. Będziemy musiały nauczyć się tez myślenia chińskiego, żeby to, co pokazujemy było zrozumiale tutaj….Jak się okaże już za chwile, Kaszgar był miejscem, gdzie jeszcze rozumieją cudzoziemców, z racji tego, ze przewijają się tam wszyscy backpackersi zmierzający do Azji centralnej.
W końcu dotarłyśmy do hostelu, gdzie miała czekać na nas już Goska. Miala czekać z kwiatami i dobrym słowem a nie czekała. Hmmm… dzwonimy! Telefon nie działa. Szybka burza mózgu i jest! sprawdźmy maile i wiadomości na Facebooku! Facebook nie działa….Namówiłyśmy Pania w hostelu, żeby obdzwoniła pół Kaszgaru w jej poszukiwaniu- nie ma jej. Zrezygnowane i zmęczone stwierdziłyśmy, ze w nocy już nic nie zrobimy i od rana będziemy dzwonić do ambasady i poszłyśmy się rozpakować. I wieczorem dostałyśmy spóźnioną wiadomość od Goski- żyje! Motocykliści mieli problemy na granicy i im się przedłużyło ( kto ich nie miał!). Będzie jutro. Kolejna lekcja dla nas: W Chinach nie będzie tak łatwo.
Wróćmy jednak do miasta. Ruch w centrum zaczął się dopiero po zmroku. Duży ruch. Samochody, tuktuki, uliczne kramiki, wszystko ożyło. Czy proporcjonalnie do ilości ludzi wzrastała tez nasza niechec do nich? otóż nie. W całym tym natłoku można odnaleźć swoisty spokój. W Azji Centralnej taka ilość osób na jednym skrzyżowaniu z pewnością pozabijałaby się w pól godziny. Tutaj jest umiarkowany porządek i jeśli ktoś na Ciebie trąbi, to tylko po to, żeby oznajmić,ze nadjeżdża. Bazary, jakie tylko zapragniesz; zwykły, nocny, niedzielny. Mozna dostać tam wszystko: od jedzenia przez ujgurskie instrumenty muzyczne po chińskie ubrania. W centrum miasta trochę straszy i trochę zaprasza stare wesołe miasteczko. Pamięta pewnie stare czasy, gdy tutejsi Ujgurzy pomykali rowerami zamiast na wszechobecnych dzisiaj skuterach. Ze szczytu diabelskiego młyna można zobaczyć cale miasto i to jakim jest kontrastem. W samym sercu stare, które kurczy się nieustannie ustępując miejsca placom budowy. A nad nim wysokie budynki- nowe i jeszcze nowsze, świecące w nocy wszystkimi kolorami tęczy. Chińczycy chyba lubią kicz. Sprawdzimy to później….Nowe budynki powstają szybko- tutaj pracuje się 7 dni w tygodniu. Czy szybko znaczy dobrze? My się nie znamy na tym, ale właśnie tutaj dostałyśmy mała lekcje o architekturze od innych – tez obcych w tym państwie- turystów. Od kogo?
Belgijscy rowerzyści jada w przeciwna stronę i akurat przypadkiem spotkaliśmy się w tym samym hostelu. Nie naszym zadaniem miało być opisywanie życia podróżników, bo to inny świat, który często nijak się ma do tego świata w którym się podróżuje (a może pokusimy się o osobny wpis, ale to później). 15 centymetrów ponad chodnikami zwykłych śmiertelników przewijają się turyści z przewodnikiem w reku i biegną dalej. W chinach my pewnie razem z nimi, bo nie będziemy rozumiały tego świata. Chłopacy z onwheelsproject nie tylko pedałowali przez Chiny ale także próbowali zrozumieć ten świat i tutejsza architekture. I opowiedzieli nam o tym, ze ten ogromny plac chińskiej budowy, którego namiastkę dopiero zobaczyłyśmy, pewnie legnie w gruzach tak szybko jak powstał. Błędy popełniane w Europie kilkadziesiąt lat temu, tutaj są powielane. Ale chyba taka kolej rzeczy, ze trzeba uczyć się na własnych błędach.
W każdym razie zarówno Chińczykom jak i chłopakom życzymy postępów na drodze 🙂
Chińczykom czy Ujgurom? Bo jesteśmy w prowincji gdzie żyje mniejszość ujgurska. Tutaj zdecydowana ich większość. Przypominają o tym liczne patrole policyjne w całym mieście. Dlaczego? Ujgurzy to dość niespokojny naród i często dają się we znaki chińskim władzom. Tak często, ze jakiś czas temu cala prowincja na rok została pozbawiona internetu- żeby nie wszczynać zamieszek. Profilaktyka na nic się zdaje, bo cały czas można usłyszeć o zamieszkach w rożnych częściach prowincji. My lubimy Ujgurów, bo są spokrewnieni z poprzednimi narodami, które odwiedziłyśmy. A co do zgiełku i smogu, to poczujemy jego smak tak naprawdę dopiero w Hotan, mieście na środku pustyni, gdzie wydawać by się mogło, ze nie dzieje się nic. Kaszgar przy tym to prawie europejskie miasto. Ale o tym w następnym odcinku…
Zbieramy się i wyruszamy w jeszcze większe Nieznane- pustynie. Do Hotan to tylko 500 km…
Pozdro!
Gwoli sprostowania: Xinjang to była republika Turkiestan, czyli ojczyzna Ujgurów, obecnie pod okupacją chińską… Na siłę zasiedlana Chińczykami, którzy dostają pracę i przywileje niedostępne dla Ujgurów.
Coś jak Polska przed paru laty…
Pozdrawiam!
22 lipca dojechaliśmy do Kaszgaru! Ciekawe, gdzie i kiedy się minęliśmy. A w jakim hostelu spałyście. My w Breeze Hostel u bardzo sympatycznej Rity (w Pamir Hostel nie było wolnych miejsc). A polskich motocyklistów z Samborem spotykaliśmy kilkakrotnie:-)
https://picasaweb.google.com/113693578278909725603/PamirHighwayVII2013?noredirect=1#5912888034571774930
Pozdrawiam i życzę powodzenia. My już w Polsce.