Wizowe przygody

Dzisiaj opowiemy, jak wyglądają nasze przygotowania od strony formalnej, czyli małe co nieco o zdobywaniu wiz.

Założyłyśmy sobie, że przed wyjazdem wyrobimy wizy do Uzbekistanu, Tadżykistanu i Chin. Pozostałe, czyli laotańską, wietnamską i kambodżańską, można otrzymać na granicy przy wjeździe, więc na razie nie zaprzątamy sobie nimi głowy. Zaś do Kirgistanu i Tajlandii wizy w ogóle nie są potrzebne, dzięki czemu już na starcie bardzo lubimy te kraje!

Na pierwszy ogień poszła wiza tadżycka – Tadżykistan nie ma w Polsce konsulatu, najbliższa placówka jest w Berlinie, więc bałyśmy się, że załatwienie wszystkich formalności zajmie nam dużo czasu. Jak się okazało, zupełnie bezpodstawnie. Wiza turystyczna na 30 dni kosztowała nas 50 euro, trzeba było wypełnić wniosek w dwóch kopiach (dostępny na stronie konsulatu w Berlinie), do tego zdjęcia, ksero paszportu, potwierdzenie zapłaty, i wio. Nasze dokumenty wysłałyśmy kurierem w środę. W poniedziałek zadzwoniłam zapytać, czy dotarły i czy wszystko z nimi ok. Mocno wątpiłam, że ktoś już się do nich dokopał, a w najlepszym wypadku spodziewałam się mnóstwa pytań i krytycznych uwag do wniosków. Tymczasem pan konsul stwierdził, że przecież już dawno dał nam wizy i dziwił się, czemu nikt nie przychodzi po paszporty. Na moje pytanie, czy konieczne jest upoważnienie aby ktoś nam je odebrał, stwierdził, że absolutnie nie, bo przecież nam ufają 🙂 Tak więc wizy gotowe w 3 dni robocze i zero problemów. Z wrażenia zapomniałam zapytać, czy dał nam pieczątkę z permitem na wjazd do GBAO, ale gdy dodzwoniłam się do konsulatu po raz kolejny, powiedziano mi, że jeśli przy odbiorze paszportów poprosimy o nią, przystawią bez problemu. Jak powiedzieli, tak zrobili. Wielkie dzięki dla Martyny za odebranie naszych paszportów!

Rozochocone tym sukcesem, postanowiłyśmy pozostać przy krajach radzieckich, i jako następną zdobyć wizę uzbecką. Tu dokumentów było już więcej – oprócz wniosków trzeba było okazać zaświadczenie z miejsca pracy, co nie jest takie proste jak jest się bezrobotnym (dzięki, Majkel!), no i zaproszenie – skorzystałyśmy z usług agencji Stantours (cena zaproszenia – 40$). Plus po 80$ opłaty wizowej dla konsulatu (ważne – konsul skarżył się, że bardzo często nie otrzymuje pełnej kwoty opłaty wizowej, dlatego jeśli ktoś ma w planach podróż do Uzbekistanu i opłatę wizy, niech zwróci uwagę, żeby koszty przelewu pokrywał płacący – czyli przelew typu OUR. Po co dostarczać trosk takiemu miłemu konsulowi). Znalezienie konsulatu nie było łatwe, zwłaszcza jeśli nie zna się Warszawy, udało mi się to po długich poszukiwaniach – placówka uzbecka nie ma nic wspólnego ze wschodnim przepychem i mieści się w domku szeregowcu, ambasada od frontu, konsulat od ogródka. Jak się okazało, znalezienie budynku było najtrudniejszym etapem misji, dalej poszło już z górki. Pan konsul po odbyciu ze mną przemiłej pogawędki przejrzał uważnie nasze zdjęcia, i stwierdził, że takim ładnym dziewczynom wiza należy się od ręki. Tak też uczynił 🙂

Jak się okazało, na tym nasze wizowe sukcesy się skończyły.

Wizę chińską zostawiłyśmy sobie na deser, i był to deser ciężkostrawny. Wybrałam się do konsulatu w Gdańsku (być może ten w Warszawie jest bardziej przyjazny). Konsul na wstępie odrzucił wnioski Agaty i Małgosi – stwierdził, że należy je składać osobiście. Ja, jak na fałszywą przyjaciółkę przystało, postanowiłam przepchnąć chociaż mój wniosek. Zostałam jednak szybko pokarana za egoizm – konsul z kwaśną miną kręcił głową, przeglądając moje dokumenty. Mruczał pod nosem „noł noł noł”. Nic nie pomogły lipne rezerwacje, na nic się zdały moje uśmiechy i błagania, na nic tłumaczenia, że nie mamy biletu lotniczego do Chin, bo wjedziemy z Kirgistanu, a kirgiskie marszrutki nie mają internetowych rezerwacji (o rowerach wolałam już nie wspominać, żeby do końca nie wybuchła mu głowa, już Ryga i Taszkient wystarczająco go rozzłościły). Nic nie pomogło. Nieubłagany konsul pokręcił głową jeszcze kilka razy, rzekł, że „too little documents, good bye” i tyle. Nauka z tego taka, że nie wszyscy konsulowie to mili mężczyźni, oraz aby nie ufać Chińczykom. Na domiar złego, z okazji świąt majowych konsulat robi sobie prawie dwa tygodnie wolnego. Więc, nie bacząc na nasze zasady, musimy skorzystać z pomocy pośrednika, który, mamy nadzieję, zdobędzie dla nas wizy w trybie ekspresowym. Trzymajcie kciuki!

Reklama

4 uwagi do wpisu “Wizowe przygody

      • Dzieki za odpowiedz!! A jak zalatwilyscie potrzebne informacje jak chocby: •Bilet lotniczy w obie strony lub wydruk rezerwacji biletu
        •Potwierdzenie rezerwacji hotelowej
        . Planuje w marcu 2015 trase przez Jedwabny Szlak, gdzie wlasnie bede wjezdzal do wizy rowerem I sie zastanawiam jak zalatwic ta Chinska wize. Bylbym wdzieczny za pomoc. Jest jakis meil gdzie mozna Wam zadac kilka pytan?:) Michal

      • Wszystkiego dowiesz się w biurze, ale generalnie nie musisz się przejmować tymi dokumentami, jeśli sam nie załatwiasz wizy.
        Jeśli masz więcej pytań to odsyłamy do formularza kontaktowego!
        Pozdrawiamy rowerowo 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s