To był jeden z najgorszych podjazdów z naszej podroży. Przeklinałam wszystkich przez ostatnie 50 km w Tadżykistanie, wiec jeżeli Tobie tez sie oberwało czytelniku drogi, to przepraszam :). Mowa oczywiście o drodze znad jeziora Karakul nad przelecz Kizyl Art. Zaczelo sie niewinnie i leniwie nad jeziorem. Z jednego popołudnia odpoczynku zrobiły sie dwa- jak to sie dzieje, nigdy nie wiemy. Tym razem wiedziałyśmy: Goski (czyli Ewy, ale to juz chyba wszyscy wiedza) urodziny staly sie lokalnym międzynarodowym wydarzeniem, Pierwszego wieczoru odśpiewano jej po hebrajsku „sto lat” (tak nam sie przynajmniej wydaje) i przekazano prezenty kirgiskie z rosyjskim akcentem ;). Drugiego dnia zatrzymała nas nad jeziorem polska wycieczka- nie można było odmówić! (Góra z górą sie nie zejdzie a człowiek…). Argumentem tez były m.in urodziny Goski. Żal było wyjeżdżać, ale wiatr ponoć nam sprzyjał. Ponoć, bo za pierwszym zakrętem okazało sie, ze juz sie obraził na nas i tak przez następne kilometry. Podczas pedałowania w górach najgorsze nie sa same góry tylko ten cholerny wiatr! Tych kilometrów nie było dużo, ale jak juz w końcu wdrapałyśmy sie na gore i zobaczyłyśmy budki przygraniczne, wiedziałyśmy ze nie ruszymy sie dalej ani na krok. Nie wiedziałyśmy tylko, ze okoliczności będą tak sprzyjająco- niesprzyjające. W pierwszej budce na przeleczy mieszkają celnicy. Można by pomyśleć, ze granica. Niby tak, ale celnicy sa celnikami GBAO (czyli obszaru Górnego Badachszanu) a nie przygranicznymi, jak sie później okazało. Malo nas to obchodziło. Mieli herbatę, wiec zostałyśmy. Po herbacie na stole pojawił sie plow i arbuz, wiec nie bylo mowy o wyjeździe. Poza tym zaczął padać snieg (!), wiec tylko pokiwałyśmy twierdząco na propozycje Szczęśliwego przenocowania u nich. Dlaczego Szczesliwy? Poznalysmy w samym Pamirze mnostwo ludzi, ale nie pamiętamy ich imion. Kojarzymy ich raczej z miejsc albo po tym, co zrobili. Na granicy za to chlopacy wyjasnili nam po rosyjsku znaczenia ich imion, dzieki czemu z latwoscia je zapamietalysmy a sam Szczesliwy to taki ich szef, Pamirczyk. czterosobowa grupa skladala sie z mieszanki pamirsko- tadzycko-kirgiskiej, ktora rozmawiala ze soba w tych trzech jezykach i rosyjskim ( ja sie pytam, kto z Was zna plynnie 4 jezyki?). Co jakis czas zagladali do nas chlopacy z policji antynarkotykowej (tam byl
Zloty ) a takze innych sluzb. Dowiedzialysmy sie, ze niestety Tadzykistan rzeczywiscie jest tranzytem narkotykow z Afganistanu do Rosji i dalej. Zadna to nowa informacja dla nas, ale jednak smuci taki
potwierdzony fakt. Nie chcialysmy tego sluchac, dlatego ucieszyl nas wieczor filmowy i waleczne „Braveheart” po rosyjsku. Swoja droga chlopcy tutaj bardziej przezywaja romantyczne sceny i glosniej
spiewaja romantyczne piosenki niz dziewczyny – ach ten narod :). Celnicy z granicy nie odbiegali od tej normy. Sami tez lubia swoj kraj. Szczesliwy chcialby podrozowac, ale na pytanie gdzie zyc stanowczo odpowiedzial, ze w Chorogu (czyli tam, skad pochodzi). Dlaczego nie gdzie indziej? i tu Zloty rzucil zlota maksyma: „tam dobrze, gdzie nas nie ma”. Do przemyslenia….Od nich tez dowiedzialysmy sie, ze droga z Karakul do granicy nazwana jest „Droga smierci”. Tam akurat nas juz nie ma i nie jest dobrze! Gdy juz przestal padac snieg, czyli nastepnego dnia, wsiadlysmy na
rowery i pojechalysmy dlaej, czyli….. na prawdziwa granice. 100 metrow dalej. Pol godziny odmawialysmy kolejnych herbat i obiadow az w koncu pogranicznicy „zakryli” nasze wizy i moglysmy pokonac tego dnia nasze jedyne 20 km, zeby spotkac pierwszych kirgizow i odzyskac lacznosc ze swiatem. I smutno nam sie od razu zrobilo, ze to dobra, gdzie nas nie ma, przez dluzszy czas bedzie dla nas Pamirem.
Jeszcze smutniej nam sie zrobilo, gdy okazalo sie na granicy, ze Goska nie ma telefonu przy sobie. Nastepne pol dnia zajelo nam zlapanie stopa z kirgiskiej granicy do tadzyckiej, bo to 20 km pod gorke na przelecz. Chciałyśmy tylko wrócić na granice, żeby zapytać o telefon a wywołałyśmy międzynarodowe zamieszanie. Przecież nie można sobie tak jeździć w strefie przygranicznej! Kirgizi złapali nam „taksówkę” i jako siódmy i osmy pasażer samochodu osobowego wróciłyśmy z Goska
jeszcze raz do Tadżykistanu. Na przeleczy przecież nie ma zasięgu, wiec wysłano z nami notkę o zaginięciu telefonu do pograniczników tadżyckich. Na miejscu odebrano nam paszporty i zaczelo sie
dochodzenie: kto, gdzie, jak. Celnicy zostali oskarżeni o kradzież, pogranicznicy wezwali naczelnika a ten chciał jeszcze wyższego od siebie ściągać do przeprowadzenia sledztwa. Musiałyśmy długo
tłumaczyć, ze pewnie to nasza wina, żeby załagodzić sytuacje i moc wrócić z powrotem na granice kirgiska, gdzie Ruda czekała niespokojnie na nas. W końcu naczelnik z drugim ważniejszym zapakowali nas do samochodu i niezadowoleni z zaginięcia telefonu na ich granicy odwieźli bezpiecznie do Kirgizow. W miedzy czasie zaproponowali nam na poprawienie humorów wycieczkę po pobliskich górach oraz dania z ich słynnych kozic gorskich, ale odmówiłyśmy. Pewnie znowu byśmy wywołały kolejna aferę. Okazało sie tez, ze dzięki nam, mogli sie spotkać z pogranicznikami kirgiskimi, których nie widzieli od 5 miesięcy a z którymi bardzo sie lubili. Zima tez odcinek pokrywa solidna warstwa sniegu, latem sa inne obowiązki a łączności pomiędzy brak. Wszystko załagodził wypity kumys ( gdyby tylko wiedzieli, jak my cierpiałyśmy w tej chwili i to nie z powodu strarty telefonu) i długa rozmowa na ciekawe tematy. W Pamirze naprawdę jest mnóstwo wilków a turyści bezmyślnie nocują na N41. Co robia pogranicznicy? Wiedza przecież, ze turyści przekraczają granice. Pilnują wiec, żeby nic im sie nie stało na pamirskiej highway. Tylko tak dyskretnie, żeby nie wiedzieli o tym.
Pewnie i na nas nieraz rzucali okiem, żebyśmy krzywdy sobie nie zrobiły- Dzięki!
Telefonu nie znalazłyśmy, za to spotkałyśmy sie chyba ze wszystkimi pogranicznikami na obydwu przejściach, spałyśmy na pryczach wojskowych po kirgiskiej stronie i nauczyłyśmy sie, ze „Tam dobrze, gdzie nas nie ma”. Czas na Kirgistan…
Ogórek, dobre pióro! 🙂 Pozdrawiam i ściskam kciuki za dalsze postępy!
Jeśli Złoty był Kirgizem, to może Ałtyn?